góra

Twórczość własna

Na początek chcę zaprezentować cykl złożony z kolejnych rozdziałów przygotowywanej książki, zaznaczam, że jest to wersja robocza, a jej ostateczny kształt może znacznie odbiegać od treści prezentowanych na blogu. Miłej lektury i szczerych komentarzy.
******************************************************************************************************************************************************

Braterstwo Smoków – Odrodzenie(Przewodnik)

I

- Przyjacielu, otwierając tę księgę zagłębiasz się w jedną z największych tajemnic tworzenia losów świata i nie mówię tu o twoim świecie, ani też o świecie mego czasu, bo tylko czas może być wagą, którą można mierzyć zaplatającą się w sobie przestrzeń i zdarzenia. Z własnego wyboru dotkniesz największych trosk i najmilszej rozkoszy poznanie tego, co było, tego, co jest i tego, co będzie. I nie myśl proszę, że to wystarczy byś mógł czytać losy przyszłe, bo te, w chwili, gdy to czytasz, są już przeszłe, podobnie jak mój los, który już minął, ale jeszcze trwa i toczy bój o pamięć.
Oto jesteś, ty, którego odnalazła Księga Czasu . Oto chwila, która przynależy do ciebie i twoim jest wyborem. Znaki i Księga wybrały ciebie, ale ty możesz odrzucić ten wybór. Pamiętaj jednak, że jeśli zdecydujesz się zagłębić w jej tajemnice i nie odłożysz jej teraz, nie uczynisz tego nigdy, stanie się ona twoim przeznaczeniem, bo los twój jest zapisany w tej księdze i tworzy się nieodłącznie z jej treścią. Próżno szukać odpowiedzi na pytania dnia następnego, bowiem nie ma znaczenia miejsce, w którym księgę otworzysz. Zawsze będziesz w tym właściwym miejscu, dokładnie tu gdzie odwróciłeś się od naznaczonego ci czasu. Bo czas jest w mocy Księgi.
I o ile posiadłeś już tajemnice Atlantydów, Hetytów, Akadyjczyków, Babilończyków, Chaldejczyków i innych starożytnych czy też, poznałeś dumę ludzi Kitaju i światłą myśl Kantończyków, o ile starłeś się z bytami panów olimpijskich, o tyle powiem ci, błądzisz, wierząc, że wiesz, jak rodzi się blask księżyca, jak budzi się poranny promień życiodajnego światła. Legendy o największych bohaterach przeszłych światów, jak skorupka łupanego jaja odsłaniają jądro zdarzeń spirali życia. Oto jestem przed tobą, Przyjacielu, by cię z twojej woli i mojego przeznaczenia, powieść w głąb prastarych zdarzeń. Jeśli serce masz czyste i otwarte, głowę jasną i wolę niezłomną to mówię ci, oto jest czas, który czekał na ciebie, przyjmij mnie swego przewodnika. O nic nie pytaj, bowiem pytania już mają odpowiedź, doprowadzę cie do niej. Bądź silny, niezłomny i ufny w twoje przeznaczenie, a posiądziesz nowe serce do nowego życia. Wyjawię ci twe imię, jakie nadano ci w chwili stworzenia oraz moc drzemiącą w jego brzmieniu – musisz jednak być przygotowany na jego siłę. Zatem odłóż tę księgę teraz lub pójdź za naznaczonym losem.
Dokonałeś wyboru. Nie zamknąłeś księgi. Pozostajesz w jej mocy. Nauczę cię ją odczytywać. Oto księga ksiąg, której nie czyta się oczami a pełnią ducha i otwartym sercem. Wystarczy ją ująć w dłonie, zewrzeć powieki i poddać się jej czasowi.
Posłuchaj, zatem, o zdarzeniach, które były udziałem mego czasu, zaczerpnij z mej mądrości i ocal pamięć pierwszej chwili życia.
Widzę twoje przerażenie, twój lęk i zdziwienie. Nie obawiaj się. To, co teraz czujesz jest wyrazem twego człowieczeństwa. Zatop się w tym cieple, które zaczyna cię wypełniać, za chwilę doznasz uczucia głębokiego spokoju i nie opuści cię ono do naszego następnego spotkania. Oto przygotowanie do tego, co poznasz. Dzisiaj tylko tyle. Będziesz w swym umyśle ciągle słyszał barwę mego głosu, nie obawiaj się to nie szaleństwo cię trawi, ale uczysz się mnie słyszeć w zgiełku świata. Uczysz się mego głosu, aż zaczniesz go rozumieć i przyjmiesz naukę z niego płynącą. Jesteś jak szczenię wilka, które musi rozpoznać zawołanie swej matki, lub zginie.
Teraz trwaj.
Po niejasnym doznaniu, w którym bardziej słyszałem słowa niż je widziałem na stronach tej dziwacznej księgi, usnąłem.
Za zasłoną powiek rozwiera się kraina pełna upiornej nagości skał, wysokich i ostrych. Jedne gotowe do ciosu, inne wyglądają jakby dopiero, co rozpruły nabrzmiały brzuch stroskanej matki ziemi. Smutne, cienkie stróżki potoków sączą się ku stopom jak krew z użytego ostrza. Ich wstyd mordu kryje ciężka mgła, przyjaciółka wszelkiego lęku. I ten wszędobylski ni to szum, ni to ryk wiatru łamiącego swe członki na graniach. Obraz wiruje coraz szybciej, słyszę bardziej niż czuję głuche uderzenia mego serca, które z taką siłą tłoczy krew do mózgu, że ten zdaje się za chwilę eksplodować. Jakże to inne uczucie od spokoju, jakim obdarzono mnie dnia wczorajszego. I ten ból odczuwany całym ciałem.
Świtało, kiedy głęboki i spokojny głos Przewodnika, jakby maga z tajemniczych baśni wezwał mnie do siebie. Nie potrafię określić treści słów, może ten głos nie miał treści, ale wiedziałem, że mam ująć w dłonie Księgę. Zrobiłem to nie wstając nawet z łoża. Zamknąłem oczy i zostałem wchłonięty w coś, co nie ma nazwy w moim odbiorze. Czuję tylko olbrzymi pęd, w którym nie używam ani moich członków, ani nawet najmniejszego włókna mięśni, a jednak pędzę w dziwny i przerażający świat. Całą swoją mocą staram się skupić i wychwycić choćby cień głosu Przewodnika, lecz słyszę tylko ryk wiatru powodowany pędem. Mój lęk i jednocześnie złość na siebie samego za wczorajszą ciekawość doprowadza mnie do obłędu.
Takie rzeczy się nie zdarzają. Cóż mogło mi się stać! To tylko kilka słów wstępu starej księgi spisanej na starych, tłustych kartach. A teraz czuję się jak idiota w klasycznym filmie grozy, wchodzący nocą po ciemku do piwnicy, z której słychać odgłosy bestii. Uległem przemożnej pewności siebie i sceptycznej naturze mego charakteru. Zostałem wessany w nieznany miraż, który jest fizyczny i namacalny. A jeśli to się dzieje naprawdę, a jeśli nie obudzę się, bo to nie sen. Boże Wszechmogący zostanę sam w tym dziwnym miejscu, jako kto? Jako ofiara rzucona na pożarcie w tym dzikim bezludziu?
- Przyjacielu… Przyjacielu…
- Przewodniku, to ty, co się ze mną dzieje, gdzie jesteś! Dlaczego jestem sam, nie widzę cię i nie słyszę? Przecież to nie może dziać się naprawdę.
- Przyjacielu, poddaj się czasowi, nie walcz z tym, co postanowione. I nie narzekaj. Jestem ciągle przy tobie dla twojej ochrony, nim nie dojrzeje twoja świadomość.
- Do czego mam dojrzeć, wyjaśnij mi to, nie decydowałem się na to w pełni świadomy, bo jak można decydować się na coś, co jest fikcją, mirażem literackim. Powiedz, o co tu chodzi. I dlaczego cię nie widzę i nie słyszę.
- Bo nie umiesz patrzeć, ani słuchać, bądź cierpliwy.
Krajobraz, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nagle zmienił się w soczystą zieleń, która pojawiła się z nikąd. Jej barwa była tak głęboka, że aż nienaturalna. Stopniowo wyciszał się tępy huk i ból w uszach. Przed oczami miałem przepiękną rzeźbę łagodnych pagórków usianych tu i ówdzie wąwozami spowitymi starym borem. Nadal miałem wrażenie olbrzymiej prędkości, ale mimo to dostrzegałem szczegóły, nawet drobne, a to złamany konar, a to gęsto zasłany kobierzec mchu na pniu pochylonego drzewa, czasami jakiś głaz o fantazyjnej fakturze. Wszystko to było ostre, jakbym miał przed sobą fotografię i nieograniczony czas na jej analizę. Dziwne uczucie, ale miłe, uspakajające.
Dźwięk! Piękny nowy dźwięk. Nie jest to muzyka, ani śpiew. Wydobywa się z ziemi! Nie potrafię go nazwać, ale jest tak piękny, że zapominam o tym, czego już doświadczyłem i chcę tu pozostać, chcę go słyszeć ciągle. Otwieram się całym ciałem na to doznanie by nic nie uronić. Tak go pragnę, że nawet nie zauważyłem, że już nie pędzę, nie lewituję a jestem twardo osadzony na rozległej polanie otoczonej olbrzymimi drzewami, które muszą liczyć setki lat. Są rozłożyste i potężne, nadnaturalne i magiczne jak miejsce, w którym się znalazłem.
-Przyjacielu, oto jesteś u progu swej wędrówki. Tutaj narodzisz się powtórnie.
- Przewodniku, to ty?... Co to znaczy, o czym mówisz. Błagam pokaż się, niech wiem, z kim rozmawiam. Jak to narodzę się powtórnie?
- Jesteś niecierpliwy i pełen lęku, ale to naturalne, jesteś bardzo ludzki…
- Jestem człowiekiem, więc jestem, jaki jestem, ale dlaczego tak mnie określasz, kim lub czym ty jesteś. Przestało to być zabawne. Po co mnie tu sprowadziłeś?
- He, hhe, he. To ty jesteś zabawny. Nie ja cię tu sprowadziłem. To ty sam. Ja nie mam takiej władzy, już ci mówiłem, jestem tylko przewodnikiem i mam cię chronić.
- Co to za brednie, o jakiej władzy mówisz, że co, że ja mam taką władzę…
- To też i nie twoja władza, choć ta będzie się rozwijała, a ja mam zadanie cię do niej przygotować. Jeszcze raz przypomnę ci, że to ty podjąłeś decyzję. Poddaj się więc temu co jest ci przeznaczone, a ułatwisz mi zadanie i nie będziesz musiał tak cierpieć.
- To nie cierpienie, ja jestem wściekły, bo czuję się oszukany, zmanipulowany i bezsilny. Rozmawiam z wiatrem, słucham głosu w mojej głowie, to głupie. Poza tym nie muszę cię słuchać, nie jesteś moim władcą.
- To prawda, ale na wszystko przyjdzie czas.
- Mam dosyć tych gier, chcę wrócić do swego życia, wypuść mnie, natychmiast!
- Już ci mówiłem, nie mam takiej władzy by cię tu trzymać lub zwalniać. Wystarczy, że odłożysz Księgę…
Jeszcze nie umilkł dźwięk słów Przewodnika, a ja już rozwarłem dłonie, które nie wiedzieć czemu miałem zaciśnięte na Księdze, aż do bólu. Usłyszałem jak ta upada na podłogę tuż obok. Odgłos upadku nazwałbym grzmotem pioruna, który rozrywa się tuż nad głową. Zadrżałem. Jednak nie to mnie przeraziło ale wszystko następne.
Poczułem gwałtowne szarpnięcie i ponownie świat zawirował, wracałem drogą, którą już raz przebyłem, ale doznania były bardziej wyostrzone, skały bardziej upiorne, a ból rozrywał każdy centymetr mego ciała. Zbierało mi się na torsje, lecz siła z jaką pędziłem zamknęła mi szczelnie usta. Kolejne gwałtowne szarpnięcie i uwolniłem całą zawartość żołądka wprost na moją pościel. Byłem w swoim łóżku. Szczęśliwy, obolały i zanieczyszczony. Zegar nadal wskazywał 5.15 – nie było mnie kilka sekund. Więc to musiał być koszmar, bardzo rzeczywisty, ale to tylko mara senna.
Staram się uspokoić i uporządkować myśli, podjąć jakąś decyzję. Co dalej? Czy mam o tym zapomnieć, a może potrzebuję jakiejś pomocy, jakiegoś proszku?... Zostanę dzisiaj w domu, musiałem struć się wczoraj, bo nie budzę się zwykle z takim bólem i we własnych wymiocinach. Ale nawet to mi nie przeszkadza, bo to wszystko to tylko urojenie! Jestem wolny!
Sprzątnę pościel, wezmę kąpiel i będzie ok.
Opuściłem nogę z łóżka, stopą trafiłem na coś – przeszył mnie dreszcz przerażenia. Na podłodze leżała Księga z inskrypcją pożerających się wzajemnie smoków, a moje stopy były świeżo ubłocone! Świat zgasł w moim umyśle w tępym dźwięku –Nieee! - wyrwanym z mego wnętrza. Mój mózg wyłączył się.
Ocknąłem się około południa, czułem zimno, głód i wszechobecny fetor wymiocin. Bałem się wyjść z łóżka, bałem się spojrzeć w kierunku Księgi, mając nadzieję, że jednak jej tam nie ma. Była.
W mojej głowie dudniło, powiedzmy… coś, bo nie nazwę tego. Nie był to głos ludzki, bardziej przeciągający się zwierzęcy ryk, może skowyt… Coś. Jednak miało to swoje znaczenie, rozumiałem, że aby to wyciszyć, wyłączyć, muszę jak najszybciej wrócić do Księgi. Wyciągnąłem ramię w jej kierunku, ta zdaje się sama wdarła się w moje dłonie. Była pełna pożądania, jak spragniona długim wyczekiwaniem na kochanka kobieta. Czułem jej delikatność, miałem wrażenie, że jej skurzana obwoluta jest rozgrzana i delikatna w dotyku. Tak, niewątpliwie dotykałem aksamitnej, młodej, jędrnej dziewczęcej skóry. Doznałem takiej podniety, że moja męskość, aż bolała. Całe moje ciało napięło się w jednej chwili. I stało się. Pokój zawirował, a ja poczułem, że nic już nie będzie proste i oczywiste. Wyruszyłem w bezmiar bólu. Widziałem znane już obrazy, tylko wszystko działo się znacznie szybciej i intensywniej. Wszystko było większe, ale najbardziej rozwinął się wszechobecny ból. Odczuwałem go w każdym włóknie mego ciała. Każda komórka była rozdzierana od wewnątrz. Olbrzymi pęd i olbrzymi ból. Ponownie straciłem przytomność.
Ocknąłem się w znanym mi już miejscu. To ta sama cudowna zielenią i barwami polana otoczona szczelnie starym lasem. Rozglądałem się dookoła, rozcierając zbolałe ciało, które wydawało mi się bardzo obrzęknięte i obce.
- Witaj – usłyszałem głos przewodnika, który zdawał się być wszechobecny, nie potrafiłem określić kierunku, z którego do mnie docierał, ale z pewnością był po raz pierwszy, poza moją głową, był zewnętrzny. Byłem pewny, to nie dudnienie w mojej głowie jak dotychczas.
- Witaj, Przewodniku, oto jestem. Nie miałem przyjemnych doznań dzisiejszego poranka i myślę że to za twoją przyczyną.
- Mylisz się, nie mam z tym nic wspólnego, ale współczuję szczerze wszystkiego. Jest coś, o czym muszę powiedzieć ci zanim ruszymy…
- Ruszymy, dokąd. Znowu będę musiał przechodzić przez to piekło?
- Nie, te niedogodności wynikają ze złej kondycji twego słabego ciała, ale to minie. Twoje ciało dostosuje się do tych przeciążeń. Doznanie te dotyczą tylko podróży między światami, które różnią się czasem. Tu podróż jest obciążona zwykłymi doznaniami zmęczenia fizycznego. Przed mani długa droga, którą przejdziesz pod moim przewodnictwem w etapach, jakie będziesz mógł znieść.
- Cieszę się, że dbasz o moją wygodę, powiedz mi o co chodzi z tym czasem. Poprzednim razem wydawało mi się, że nie było mnie cały dzień, a okazało się, że to wszystko trwało kilka sekund. Możesz mi to wyjaśnić.
- To właśnie chciałem ci powiedzieć. Pierwsza twoja podróż była rzeczywiście krótka, lecz doznania były tak intensywne, że miałeś wrażenie ich rozciągnięcia w czasie. Dlatego tym razem, zanim wyruszyłeś wyłączyłem ci świadomość, byś mógł to znieść.
- Ale przecież czułem, widziałem te obrazy, słyszałem dźwięk…
- Tak, to prawda, ale tylko w ostatnim momencie podróży. Tym razem podróżowałeś znacznie dłużej. W rzeczywistości jaką znasz upłynął miesiąc.
- Chryste, miesiąc, co ty bredzisz…
- Nigdy więcej nie używaj imion sakralnych w tej rzeczywistości, gdyż nie znasz ich znaczenia, a nie każda postać, którą uważasz za opiekuńczą i przyjazną ludziom i tobie, a którą nieroztropnie przywołasz może stanowić o życiu i śmierci, zapamiętaj to na zawsze.
Czas, który potrzebny był na twoje tutaj dotarcie można skrócić do mgnienia oka, ale nie jesteś na to gotowy, nie zniósłbyś tego, jeszcze nie teraz., Przebywając w przestrzeni między jedną a drugą rzeczywistością twoje ciało doznaje wzmocnienia przez siły astralne, w skutek olbrzymich przeciążeń stajesz się silniejszy i bardziej odporny na ból.
- Jak to możliwe. Odporny na ból, za pierwszym razem, aż tak mnie nie bolało, a teraz jeszcze odczuwam ból. Poza tym nie ma mnie już miesiąc? Ja mam swoje życie.
- Twoje życie jest tu i teraz. Zapomnij o tamtym życiu, ono nic nie znaczy. Będziesz jeszcze wielokrotnie odbywał tę podróż między światami, ale nie radzę pojawiać się wśród innych ludzi, a szczególnie wśród przyjaciół. Twój świat jest poza tobą. A ból jaki odczuwasz obecnie jest wynikiem przeciążeń.
- Zabrałeś mi mój świat, co ty sobie wyobrażasz, dlaczego nie mam spotykać się z przyjaciółmi?
- Jeszcze raz ci przypominam, nic nie mogę ci nakazać, zabrać, nie mam władzy nad tobą. Teraz udaj się nad strumień i obmyj się bo cuchniesz.
- Co tu się dzieje, czy to wszystko przez tę starą Księgę, którą znalazłem pod swoimi drzwiami, czy to ona zmieniła wszystko?
- Nareszcie, właśnie tak i to ty dokonałeś wyboru, ostrzegałem cię, a ty podjąłeś decyzję. Wierz mi najlepszą dla wszystkich. A teraz obmyj się w strumieniu.
Wściekły i bezsilny na sytuację, która jak się okazuje zaistniała z mego wyboru, rozejrzałem się dookoła. Dopiero teraz zauważyłem, jak jest ciepło i słonecznie, jak kusząco szumi strumień płynący nieopodal. Ruszyłem ku niemu boso stąpając po soczystej i miękkiej trawie. Około pięćdziesięciu metrów przede mną strumień tworzył spore rozlewisko, nad brzegiem którego stanąłem by się zanurzyć i umyć, bo rzeczywiście śmierdziałem jak dzikie zwierze. Wszedłem po kolana do wody, ta była rześka i przyjemna, przynosiła ukojenie w bólu i ogólnym uczuciu zmęczenia. Nabrałem w dłonie wody by przemyć twarz i dopiero wówczas zauważyłem, że moje dłonie są jakieś inne, większe, masywne, twarde. Spojrzałem w lustro wody u swoich stóp i omal się nie przewróciłem – to nie byłem ja. To nie moje odbicie. Spojrzałem ponownie. Moim oczom ukazał się silny, barczysty mężczyzna, młodszy ode mnie jakieś dziesięć lat, z długimi spadającymi na ramiona, ciemnymi, kruczymi prawie włosami. Przecież to nie ja. Ja jestem czterdziesto dwu letnim facetem, normalnej postury, nie jestem typem wojownika. Teraz rozumiem o czym mówił Przewodnik. A jeśli to się jeszcze zmieni, nikt mi nie uwierzy, że to ja.
Opanowałem pierwszy odruch zaskoczenia i zanurzyłem się cały pod wodę. Poczułem gwałtowny skurcz i palenie całego ciała. Nie mogłem się wynurzyć, byłem sparaliżowany. Bałem się, że utonę. Nic nie mogłem zrobić, leżałem nieruchomo pod wodą, twarzą ku niebu z otwartymi oczyma i czekałem na śmierć. Dusiłem się, brakowało mi powietrza. Całym umysłem walczyłem, lecz ciało było bezsilne. Jeśli mam w tak głupi sposób skończyć to niech się to stanie jak najszybciej. Głęboko wciągnąłem wodę do płuc zamiast powietrza i wtedy dopiero zrozumiałem co to znaczy ból. Od wewnątrz rozrywało się moje całe ciało. Leżałem na dnie, ledwie metr pod wodą i nie mogłem się ruszyć. Przed szeroko otwartymi oczyma przewijały się jakieś dziwne, mroczne obrazy. Widziałem morze ognie na przemian z morzem krwi, z których to raz po raz wyłaniały się dziwaczne i przerażające bestie, podobne do smoków jakie ozdabiały Księgę Czasu. Widziałem, jak walczą między sobą, jak wzajemnie się pożerają. Widziałem też niezwykle dziwny i odrażający obraz. Na wielkim i bardzo zdobnym tronie niesionym przez ludzi o smoczych głowach, siedziała przepiękna kobieta, bogini, przed tronem leżał olbrzymi i przerażający złoty smok, który mimo wszystko wzbudzał zaufanie i nadzieję. Kiedy bogini odwracała swe oblicze stawała się mężczyzną, wówczas tron podtrzymywały potężne węże, a przed tronem czaił się potwór o cielsku ni to węża, ni to smoka. Była to czarna bestia o zielonkawym połysku, najeżony kolcami. W oczach żywy ogień, z pyska toczył krwistą pianę.
Z bogini ludzie o smoczych głowach żywcem zdzierają pasy skóry, na których smok przed tronem wypala jakąś treść, a potem zamyka to w księgę. Z oczu bogini płyną obfite strugi łez, aż ku ziemi, tworzą strumyk, następnie rwący potok. Raptem wszystko znika, a ja odzyskuję władzę nad ciałem. Nie wiem jak długo leżałem pod wodą, ale to nie była chwila, gdyż słońce wyraźnie zmieniło położenie. Zerwałem się na równe nogi. Jednak mimo tak drastycznego przeżycia i dziwacznych wizji czułem wewnętrzny spokój. Spokojnie przyjrzałem się raz jeszcze swemu odbiciu w wodzie. Niech tak będzie, pomyślałem patrząc w taflę wody, jestem gotowy na wszystko co przyniesie mi los. Patrząc w swoje nowe oblicze ujrzałem coś jeszcze, co zimnym potem zlało całe moje ciało, poczułem jak pocą mi się stopy mimo tego, że stałem w wodzie. Tuz obok mnie w mgnieniu oka pojawił się bardzo realny, wyraźny obraz smoczego pyska. Nim jednak zdążyłem zareagować obraz zdał się odmienić i już wyraźnie i z całą pewnością widziałem za sobą dobrze zbudowanego mężczyznę, może starca, lecz trudno mi było to ocenić. Odwróciłem się i ujrzałem go. Był rzeczywiście jeszcze bardziej zbudowany niż ja, po przemianie. Jego głowę otulały gęste siwiejące pasmami, długie do pasa włosy. Również broda zdawała się nie mieć końca, była jednak zadbana, wypielęgnowana. Było to bardzo mądre i pogodne oblicze mędrca wojownika. Uśmiechał się do mnie tajemniczo, a jednocześnie przyjaźnie.
- Oto jestem, chciałeś mnie zobaczyć, oto jestem – to był ten sam głos, który ostatnio słyszałem w mojej głowie i wokół mnie, nareszcie jest, widzę go, jest rzeczywisty, mogę go dotknąć. Poczułem się o wiele lepiej i wszystko nagle nabrało bardziej rzeczywistych kształtów.
Mimowolnie uśmiechnąłem się do niego jak do starego znajomego, którego już dawno nie widziałem.
- Przewodnik, to ty, więc to wszystko dzieje się naprawdę, nareszcie to do mnie dociera.
- A miałeś jakieś wątpliwości? – roześmiał się szczerze - jestem ci winny kilka wyjaśnień. To co wydarzyło się dzisiaj wymaga wyjaśnień. Wiem, że dużo zrozumiałeś, sporo się domyślasz, ale ty nie możesz się domyślać, musisz trwać w pełni przekonany w prawdzie na ścieżce twego przeznaczenia.
- Mówisz o moim zdarzeniu w tym stawie? Tak, tu się wiele wyjaśniło. Miałem wizję. Myślę, że wiem czym jest Księga Czasu, chyba widziałem jak powstała. Widziałem dużo więcej, lecz nie wszystko rozumiem. – Przewodnik uniósł dłoń w geście mówiącym dosyć, zatrzymaj się. Zamilkłem, wpatrzony w tego ni to starca, ni to dojrzałego mężczyznę.
- Załóż to na siebie – Przewodnik podał mi jasną szatę, białą prawie, z haftowanym złotą nicią szeregiem symboli jakby pismem kantońskim od góry do samego dołu. Był to rodzaj sukni, którą przepasałem szerokim, długim pasem wokół bioder – nie możesz iść dalej nago, a twój ubiór do niczego się już nie nadaje.
Jesteś w miejscu znanym we wszechświecie jako Galena , to miejsce święte i niedostępne. Są tylko dwie istoty w całym wszechświecie, które potrafią je odnaleźć, tego wymaga jego bezpieczeństwo. Tutaj odradza się z woli boga wszystko co obumarło. Tutaj rozpoczniesz swoją podróż i przygotowania do niej. Zrobiłeś już pierwszy krok, zanurzyłeś się w uświęconym źródle, które powstało z łez Gaii , kiedy płakała nad zagładą swych dzieci. Musiałeś zanurzyć się w nim by zmyć z siebie cechy ludzkie, a jednocześnie pobudzić w sobie życie, zostałeś opłukany w ogniu smoka i przeszedłeś tę próbę, przeżyłeś. Dzięki temu twoja skóra odporna jest na urazy i rany, wzmocniło się twoje ciało, teraz wzmocnimy twego ducha.
Słowa ta obudziły w mojej głowie gwałtowny wir myśli, zrodziło się nagle mnóstwo pytań, ale zapytałem o coś co chyba było w tej chwili najmniej istotne.
- Powiedz, czy ta kobieta – mężczyzna, trudno mi to określić, to jakieś bóstwa, dlaczego są jakby jednym. I co oznacza, że zmyłem cechy ludzkie, zostałem wyzuty z uczuć, stałem się zwierzęciem, to niejasne.
- Wiem, że ciężko ci będzie to pojąć, ale oswoisz się z tym. Nie lękaj się tego stanu, nie stanowi on dla ciebie zagrożenia. Wszystkiego dowiesz się jednak w swoim czasie. Naucz się cierpliwości, szanuj czas, by i on ciebie szanował. To co widziałeś w swojej wizji odrodzenia to obraz jaki widziało w całych dziejach stworzenia niewiele bytów, a jeszcze mniej to przeżyło. Jesteś więc tym, kim jesteś. Jesteś wskazany! Nie pytaj mnie co to znaczy, to przyjdzie samo, a mi nie wolno o tym mówić. Przyjacielu, widziałeś Najwyższego i jego tron. Widziałeś też jak powstała Księga Czasu, jedyna księga w dziejach napisana przez samego boga. Powstała ona na skórze zdjętej z samej Gaii. Bóg poświęcił swoje ciało i krew by dać zbawienie swoim dzieciom. Oto jedyna Księga, której nie da się powielić, nie da się jej zniszczyć. Wypalona słowo po słowie przez samego Dracona .
Oto ja, Przewodnik, poprowadzę cię przez wszystkie tajemnice jakie pokrył czas, a oto historia dziejów wszelkich, oto chwila stworzenia samego boga.
Wówczas to wszystko zostało nazwane i wszystko otrzymało swoją kolejność… W tym miejscu dziejów wykuto twoje imię na równi z czasem, w którym rodzili się kolejni bogowie i doświadczali nieporadnie swej mocy.

*****************************

II

- Żeby pojąć istotę bytu, musisz Przyjacielu, poznać istotę boskości. Bogowie trwają ponad wszelkim bytem i poza wszelkim czasem. To rodzaj ludzki stara się ograniczyć naturę bogów i nadać im czasowość. W niektórych przekazach ubrano ich w cechy ludzkie, wytknięto im słabości i wszelkimi siłami sprowadzano do natury ludzkiej.
Bogowie drwią jednak z tych wysiłków, bowiem nic, co ludzkie nie jest im obce, ale człowiekowi obce jest wszystko, co boskie. Czas jest strażnikiem nieprzejednanym, jest on narzędziem w rękach boga i tylko jemu podlega. Jednak raz jeden tylko, czas wyswobodził się z klatki boskiej i bogowie ulegli czasowi, a moment ten stał się chwilą podziału między nimi. To moment, w którym narodziło się dobro i zło w pojęciu ludzkiego wymiaru. Ta chwila stała się przyczyną wielkiej rozgrywki między wiecznymi, a ich wpływami na rasę ludzką. To ważny moment dla człowieka, gdyż od tej chwili przestał być tylko trzodą i pokarmem, a stał się arbitrem pomiędzy istotami boskimi.
Wiedza, którą teraz posiądziesz będzie dla ciebie zaskakująca i trudna do przyjęcia, zburzy twój wizerunek dziejów i wartości, ale musisz ją poznać, byś mógł zrozumieć swoje przeznaczenie i swój początek.
- Nie jestem pewien czy dobrze cię rozumiem, mówisz bogowie? Chcesz mi powiedzieć, że istnieje cała rasa boskich istot, my ludzie jesteśmy tylko igraszką w ich rękach.
-Tak, to prawda, istnieje inna forma boskości niż ta, którą znasz i ty i twój świat. Człowiek jednak nigdy nie był zabawką. Początkowo został stworzony, podobnie jak i większość stworzeń, jako zwierzę, pewien eksperyment, jednak przewyższał swym intelektem prawie wszystko, co istniało z woli bogów. Był interesującym wyzwaniem łowieckim, stał się ekskluzywnym daniem. Bogowie mają do niego specyficzny szacunek.
-Szalone jest to, co opowiadasz, ale powiedz mi, co jeszcze na tej planecie jest tak rozwinięte umysłowo jak my, a nawet więcej, jak zaznaczyłeś…
-Użyłeś właściwego zwrotu, na tej planecie. Ludzie kurczowo trzymają się tego miejsca, bo przeraża was przestrzeń i czas, ale nie zawsze tak było. To prawda, jesteście na dosyć wysokim etapie rozwoju umysłowego, lecz ciągle nie jesteście cywilizacją techniczną, zawsze jest ktoś kto tu już był i był o wiele dalej, był bliżej istoty boskości. Im jednak bliżej byliście prawdy absolutnej tym bardziej zatracaliście się w pychę i nieprzejednaną pewność, że świat należy do was, a bogowie są tylko mitem. Za taką postawę przyszło wam zapłacić bardzo wysoką cenę. Utraciliście swoją szansę, wyparliście się prawdy. Zaczęliście tworzyć historię taką jakiej potrzebujecie, taką jaka wam nie sprawi kłopotu. Głupcy!!! Odrzuciliście naturalną mądrość, która była waszym dziedzictwem, a swoich nauczycieli i obrońców potraktowaliście żelazem i ogniem. Głupcy!!! Oto kim jesteście, ślepi, głusi i głupi!!!
- Mów jasno i pozwól mi to zrozumieć, twoje każde słowo wprowadza coraz to większy zamęt w mojej głowie, wiem coraz mniej i mam coraz więcej pytań. O jakich nauczycielach mówisz, jakich błędach w naszej historii.
- Wasza historia, ha ha ha – zaśmiał się szczerze Przewodnik -nie bądź głupcem, i nie nazywaj tego co tak skrupulatnie prefabrykujecie historią wszechświata. Twój świat o tylko strzępy zdarzeń, które przewinęły się między prawdziwą historią wszechświata. Przywódcy waszych mocarstw, przywódcy religijni, a nawet wasze największe religie to jeden wielki żart w obliczu prawdy. Nie potraficie czytać, ani rozumieć tego co czytacie. Prawdziwą treść z Księgi Czasu przetwarzaliście i ciągle to robicie w waszych najświętszych księgach, interpretujecie ją dowolnie i w imię tych interpretacji niszczycie się wzajemnie w świętych wojnach, które nic wspólnego z prawdziwą świętością nie mają. W obawie przed prawdą wyparliście się danych wam przewodników, przepędziliście ich żelazem, a z ich imion uczyniliście symbole zła największego. Ale oto nadszedł czas, pojawiła się największa szansa powrotu na łono boże.
- To jednak jakaś paranoja, grecki mit, to nie realne. Kim są, zatem bogowie, którzy gną karki rasy ludzkiej. I co to wszystko ma wspólnego ze mną?
- Można tak myśleć, lecz czasy, w których religia grecka była silna to tylko pogłos wydarzeń, które dawno minęły, ale masz rację to jeden z elementów, który miał znaczący wpływ na obecne wierzenia. Jeśli pozwolisz i nie będziesz mi ciągle przerywał, wyjaśnię ci wszystko i poznasz odpowiedzi na swoje pytania.
Otóż wszystko wydarzyło się w nieokreślonym czasie i miejscu, bo jak już wspomniałem, bogów nie ogranicza czas ani przestrzeń. Ślady tych wydarzeń ludzie odnajdują w różnych miejscach, krainach i przestrzeniach i odnajdywać będą jeszcze długo, lecz nigdy nie zgłębią ich tajemnic do końca. Będziesz jedyną osobą pochodzącą z tej rasy i posiadającą tak potężną wiedzę. Zatem słuchaj uważnie.
Istota boga jest nieogarnięta i nie określa jej jeden rodzaj, dlatego często w różnych epokach i kulturach określano boga, jako istotę żeńską, lub męską. Każde określenie jest właściwe, bóg nie posiada jednobrzmiącego imienia i nie jest jednopostaciowy. Jednak istniał okres, kiedy to bóg był jednopostaciowy, rozmnożył jednak swą moc i stał się wielopostaciowy. Stał się artystą tworzącym nowe światy i istnienia. Był w swym działaniu niedoścignionym, a jednocześnie okazał się niezwykle próżny, szukał poklasku dla swych dzieł.
Jego moc i wola tworzenia była tak wielka że przekraczała możliwość utrzymania jej w jednopostaciowej formie boga. Szukała ujścia w działanie, aż w końcu uwolniła się w olbrzymim wybuchu, który wstrząsnął wszechświatem. Eksplozja tej mocy dała początek strukturze wszechświata jaki trwa do dzisiaj. Jej poszczególne cząstki, rozproszone w przestworzach były pierwszą formą, na której powstały planety i wszelkie światy. Była to boska materia rodząca życie. Sam bóg podzielił swą jednorodność.
Jako pierwsza istota, stanęła u jego boku forma żeńska, która przyjęła rolę pramatki i w wielu kulturach postrzegana była i jest nadal, jako istota najwyższa. Była to forma wrażliwa na piękno i wypełniona miłością. Z podziwem przyglądała się nowym dziełom swojej drugiej połowy i w końcu pojęła, że posiada identyczną moc tworzenia. Zaczęła tworzyć równolegle. Jednak w jej dziełach więcej było delikatności i uczucia. Wyraźnie tworzyła istoty zdolne odczuwać miłość, lęk. Były to formy piękne i otoczone miłością.
Wówczas to zdarzyło się coś, czego jeszcze nic i nikt nie doświadczył, czas uwolnił się z pod kontroli boskiej i zaczął istnieć niezależnie do chwili, kiedy to bogowie ujrzeli jaki wpływ wywarł na zdarzenia w ich własnym otoczeniu. Pojawiło się pierwsze uczucie zazdrości. Dwojakość boga stała się wyraźna. Bóg przestał kontrolować swoją istotę, jako jedność. Szał tworzenia coraz to nowych istot i światów ogarnął obie części boga. Tworzyli odrębnie i wspólnie, aż zaczęli tworzyć istoty przeciwstawne. Najpierw były to byty istoty słabe i w formie nieokreślone, jednak im więcej było w dwoistości boga rywalizacji, tym bardziej wyraziste, silne i obdarzone olbrzymią mocą stawały się nowe dzieła, które w końcu stanęły naprzeciw siebie z dzikością bestii, gotowe by uderzyć.
Bóg, jako forma pierwotna, z zazdrości rzucił się na najpiękniejsze dzieła pramatki i gdy ta je tworzyła on je pożerał. Grecy przekazali rasie ludzkiej ten obraz, jako historię Kronosa i Gai. Tak właśnie zaczęło się dzieło tworzenia świata. Świat powstał z próżności i zazdrości bożej, był dziki w swej pierwotnej formie i ta dzikość jako dziedzictwo boże pozostała we wszystkim co boskie.
Wtedy to powstało wszystko, co znasz i to, co poznasz w swej wędrówce. Musisz wiedzieć, że dwoistość boga trwała jeszcze bardzo długo, a z czasem przyjęła następne formy. Skutkiem tego dzieło tworzenia wymknęło się z pod kontroli.
Pozostańmy przy formie greckiej, tym bardziej będzie to uzasadnione, że nie jest to mianownictwo iście greckie, a tylko przyjęte z wcześniejszych jeszcze kultur. Gaja w obawie, że wszystkie jej dzieła, które nazwała dziećmi, zostaną pożarte przez Kronosa, postanowiła je ukryć przed jego gniewem i żarłocznością. Tym bardziej, że sam Kronos powołał do życia jedno z najdzikszych istnień, krwiożerczego i bezwzględnego Baala , którego jeszcze nie raz spotkamy w tej podróży. Grecy nazwali go Krakenem i przypisali mu ojcostwo jednego z bogów ich świata – Hadesa, ale to bzdura.
Gaja w obawie, że utraci swoje wszystkie dzieci stworzyła istotę piękną i niezwykle silną, pełną mądrości i odwagi. Tchnęła w tą istotę całą swoją boskość. Miała obrońcę przed Baalem i samym Kronosem. Powołała do życia Dracona. Był to pierwszy i najsilniejszy ze smoków. Powstał po to by każde nowe stworzenie, nowe dziecko Gai pochwycić jeszcze przed Kronosem i ukryć je w miejscu, które znał tylko on i Gaja. Dracon był kurierem i obrońcą wszelkiego stworzenia. Otrzymał jeszcze jedno ważne zadanie, miał stworzyć dla każdej formy język, którym porozumiewać się miały z pramatką Gają, w tajemnicy przed Kronosem. Tak powstały podwaliny kultu i religii.
-Brzmi to bardzo nieprawdopodobnie, ale też bardzo mocno wdziera się w moją podświadomość, jakbym to znał, jakbym tam był.
-Będziesz odczuwał to z każdą chwilą intensywniej, możesz nawet zatracić się w tym czasie, ale to nic strasznego. Tak będzie najlepiej. Nie obawiaj się niczego. Przyjmuj tą wiedzę otwartym umysłem, a nauczysz się widzieć świat takim, jaki jest w rzeczywistości.
-Ten przekaz jest mi znany, zbliżony do starych mitów i legend, które znam. Jest trochę różny, ale może wynikać z różnej interpretacji i niedokładności przekazu dawnych kronikarzy. Najwięcej baśniowości w tej opowieści wprowadza smok, to przecież postać bardzo mityczna i nieprawdziwa.
- Nie oceniaj, słuchaj. A smoki, jako posłańcy boscy i potężni mędrcy znani są od zawsze. W obecnych tobie czasach, również funkcjonują w największych religiach. Znasz przecież anioły, które w wielu religiach powstały przed wszelkim czasem i mają moc niemal boską.
- Anioły to smoki, to szaleństwo, przecież smoki są ucieleśnieniem zła, dokąd to wszystko zmierza, jeśli jest w tym prawda nieodkryta, to cała nasza ludzka historia wywróci się do góry nogami.
- Są tajemnice, które nie są tajemnicami, bo znane są wszystkim. Ogłaszane z dawna i tak intensywnie, że stały się legendami i mitami, aż przyjdzie ich czas i ożyją ponownie, a wówczas wszystko otrzyma ponownie swoje właściwe imię i miejsce. Ale do tego jeszcze daleka droga przed nami. Słuchaj, zatem dalej.
Kronos wpadł w wielki gniew, gdyż Dracon okazał się niezwykle przebiegły i mądry, a władza Kronosa nie mogła go ograniczyć. Nakazał wiec Baalowi nie odstępować na krok Dracona, lecz miał to czynić w tajemnicy, niepostrzeżenie. Początkowo udawało się to i wszelkie nowe stworzenia, które Dracon umieszczał w miejscach im przeznaczonych były odkrywane przez sługę Kronosa, a następnie bezwzględnie pożerane przez tą bestię. Spowodowało to wielki zamęt wśród tych stworzeń, gdyż były one ufne i przywiązane zarówno do Gaii jak i Dracona. Kronos, uczynił wszystko by przerażający Baal wyglądał, w oczach dzieł Gaii, identycznie jak Dracon.
Gaja upodobała sobie szczególnie jedną formę stworzeń, które potrafiły okazać jej największą wdzięczność i oddanie, i za namową Drakona, osobiście ten rodzaj nazwała Humanami .
Humanowie byli tak piękni i doskonali, że Gaja z wielką pasją tworzyła ich całe tysiące w jednej chwili. Ich wielka liczba nastręczała sporo problemów nie tylko samemu Drakonowi, który nie był w stanie tak wielkiej liczby sprawnie odbierać, ale też i największemu ich wrogowi Kronosowi, który razem, z Baalem nie radził sobie z taką ilością bydła łownego, jak ich nazywał.
Dracon zbudował, zatem potężne statki do przewozu Humanów. Statki te miały cudnie zdobione poszycia, jako, że Drakon posiadał identyczny zmysł i smak piękna jak sama Gają, ich dzioby ozdobił podobizną swojej głowy, jako znak kojarzący się, Humanom z Gają i nim samym. Gaja zaś stworzyła potężne i silne stworzenia zdolne zarówno ciągnąć, jak i nieść wierzchem. Były to czterokopytne, mocno umięśnione, a jednocześnie smukłe stworzenia. Dodatkową ich ozdobą były piękne grzywy koloru złota spadające niczym fale z ich smukłych karków. U szczytu kłębu wyrastały im potężne i silne skrzydła, dzięki którym stawały się niedoścignione w pędzie, zarówno lądem jak i w przestworzach. Tok oto powstały pegazy, boskie rumaki, które stworzono, by ciągnęły w przestworzach Drakkary – smocze łodzie.
Baal doniósł o tym fakcie Kronosowi, czym rozwścieczył stwórcę. Kronos w swej dzikości zaczął tworzyć bestie, które miały zniszczyć Humanów. Nie kontrolował tego. Powstawały nowe gatunki zwierząt wodnych, lądowych i powietrznych. Nie posiadały nazw ani umiejętności. Miały tylko jedno zadanie, niszczyć. Okres tego wzburzenia dał początek wszystkiemu, co pojawiło się na świecie, ale też przez swą nieopanowaną wściekłość Kronos ponownie rozmnożył swą moc i stworzył nowe istoty o boskiej, niemal dorównującej mu mocy. I tam, gdzie panował niepodzielnie zaczęło robić się tłoczno. Wszystko, co stworzył Kronos, Baal przeniósł do siedzib Humanów. Z pewnym jednak wyjątkiem, istoty boskie nie pozwoliły wypędzić się z miejsca ich narodzin i pozostały zawieszone między światem bogów i Humamów.
Kronos stanął w obliczu wielkiego zagrożenia. Mógłby podjąć próbę zniszczenia tego, co stworzył, ale obawiał się ich mocy i zmowy przeciwko niemu, obawiał się też, że sprzymierzą się z Gają, a wtedy jego wysiłki będą zniweczone.
Zwołał, więc cały nieboskłon i wspólnie z Gają postanowili określić funkcje oraz nadać nazwy wszystkim bogom.
Gaja była przerażona, tym, co uczynił Kronos, bowiem formy przez niego stworzone przepełniał gniew i dzikość. Aby w jakiś sposób ogrzać chłód, jaki bił w tym miejscu i okolicznościach zaproponowałaby określić przestrzeń, w jakiej zawsze mogą się spotkać.
W jedynym momencie spotkania istot boskich, Gaja dostrzegła swoją szansę na wyraźne zaznaczenie swojej pozycji i określenia zależności między wszelkim bóstwem. Zabrała więc głos, kiedy wszystkie istoty zgromadziły się na miejscu spotkania.
- Jako pierwszy i Najwyższy, jako wszechmocny i niezależny, jako wszechobecny Ja Gaja Ja Kronos przyzywam do posłuchania.
Po tych słowach rozległ się nieopisany hałas w przestworzach, to Kronos żachnął się na takie przedstawienie, Gaii, lecz za chwilę pojął, że On to Ona, a Ona to ON, pojął, że stanowią jedną i niepodzielną moc bożego stwórcy. Zgiełk jednak nie umilkł. Teraz dźwięki pełne ryku, wycia i gardłowego rechotu toczyły wszelkie boskie twory zebrane w jedno miejsce. Niemające szacunku do nikogo i siebie. Gotowe pożreć i zdusić wszystkich wokół. O zgrozo, niepotrafiące ani mówić ani mowę zrozumieć. Kronos ryknął z całą mocą, aż wszechświat zadrżał w posadach, zgiełk na chwilę umilkł, lecz za moment znowu narastało wrogie warczenie. W tym momencie Gaja skinęła dłonią i nie wiedzieć skąd w samym centrum zgromadzenia pojawił się Dracon. Był potężny jak nigdy, jego masywne i długie ciało pokrywały ostre łuski niczym pancerz, każda haczykowato zakończona lśniły jaskrawym blaskiem ostrzegająco. Łapy rozstawione szeroko, kołnierz wokół głowy nastroszony jadowymi kolcami. Ogon zdawał się nie mieć końca, zakończony trójgrańcem nerwowo rzucał się na boki. Szczyt grzbietu wieńczyły mocno osadzone, potężne, błoniaste skrzydła. Dracon rozwarł swą olbrzymią paszczę, z której wydarł się ryk tak potężny, że sam Kronos zdawał się kulić i chować za innymi.
- Dosyć, teraz usłyszycie mnie i posłuchacie, następnie wysłuchacie Najwyższych.
- Ten to potrafi przemówić do wyobraźni, Gaja skwitowała w myślach wejście swego sługi.
- Co on tu robi, zapytał ze złością Kronos, to nie miejsce dla twoich kukieł.
- Ratuje nas przed twoim pomiotem, nad którym nie potrafisz zapanować. Twoje bezrozumne kukły mój drogi nie potrafią wypowiedzieć i zrozumieć ani jednego słowa. Ale nie przejmuj się, Dracon sobie z tym poradzi, a poza tym, zobacz jak spotulnieli.
Gaja miała rację, gdyż nowi bogowie byli prymitywni i niebezpieczni, ale wejście Dracona rzeczywiście żelazną pięścią zdusiło ich zapędy.
- Draconie, zrób, zatem co powinieneś, rozkazał Kronos. Dracon kontem oka zerknął w stronę swej pani, a ta w myślach wyraziła swoje tak.
Smok westchnął głęboko, po czym stanął przed zgromadzonymi w jednym miejscu nowymi boskimi istotami i z olbrzymią siłą zionął w nich błękitno purpurowym płomieniem z wnętrza swych trzewi. Kronos zesztywniał, lecz poczuł uspokajające dotknięcie Gaii i zastygł w bezruchu gapiąc się tępo na pokaz mocy smoka. Ten zaś, nim płomienie opadły wydał z siebie przepiękny dźwięk, którego nie można nazwać muzyką, śpiewem czy odgłosem zwierzęcia. Trwało to czas nieokreślony. Kiedy skończył nowi bogowie byli spokojni. Tylko wzrok tępy jeszcze za rozumem wodził.
- Rozumiecie mnie, zapytał Kronos,
- Jednomyślne – tak! Wprawiło Kronosa w nieukrywany podziw,
- Zaczynaj, zatem moja droga, mruknął.
Gaja wstała, a razem z nią Dracon,
- Nie - rzuciła szybko, smok wycofał się.
- Zatem, z woli Kronosa pojawiliście się u naszego boku. Zapewne już wiecie co to oznacza i wiecie jaką pozycję zajmuję Ja Gaja Ja Kronos. To wyjaśnił wam Dracon, teraz wspólnie nazwiemy to co musi być nazwane i określimy to co musi być określone. Zostaniecie nazwani i poznacie swoje dziedzictwo, za które będziecie odpowiedzialni po kres. Powstało wiele istnień i światów, które należy nadzorować, wszystkie istoty posiadają ciało, są takie, które posiadają ducha, ale najbardziej niebezpieczny jest fakt, że wiele ze stworzeń posiada znaczną moc wynikającą z błędów stworzenia, tu Gaja znacząco spojrzała na Kronosa, albo z waszej głupoty i chuci. Daliście początek tak licznej populacji mieszańców, że za chwilę zaczniemy potykać się o siebie.
- Mieszańcy są jak bydło, są to głupie cielska, które łatwo zniszczyć – powiedział jeden z nowych.
- Wy ignoranci, wy bydło, myślicie, że to takie proste. Pewnie i tak, o ile te krzyżówki nie dotyczą Humanów. Mieszanki z Humanami posiadają inteligencję, która w niektórych przypadkach przewyższa waszą, a do tego daliście im naszą moc. Póki byli pod moją kontrolą nic nam nie groziło, lecz wyście musieli to zepsuć. Próba ich likwidacji może zrodzić bunt, a nie wiadomo jaką moc boską im przekazaliście. Humanowie są zdolni do wspólnego działania, a nawet do walki z nami. Uważajcie więc byście sami nie zostali ich zdobyczą.
- Zniszczmy więc ich świat razem z nimi, nie są nam potrzebni – tu Kronos znalazł swój moment, aby raz na zawsze pokonać Gaję, lecz ta potrafiła czytać jego myśli nawet, gdy się przed tym zasłaniał. To zasługa Dracona, mistrza sztuki mentalnej.
- Tego nie możemy i nie zrobimy, nie teraz! Ustalmy za to pewne prawa, których będą musieli przestrzegać, nazwijmy wszystko, a Dracon im to przekaże. Zacznijmy od nas samych. Humanie muszą wiedzieć do kogo mają się zwracać po radę, komu składać hołd, a kogo się obawiać. Powiedzmy im, gdzie mają nas szukać.
- Chcesz wpuścić to coś do nas, przecież to bydło, jadło.
- Kronosie, jakiś ty nieprzewidujący, kocham moje dzieła, ale nie na tyle by oddać im swą ostoję. Dajmy im tylko nazwę, niech wiedzą dokąd mogą zmierzać.
Asgard – oto nasz dom na nieboskłonie, siedziba bogów, położona w centrum wszechświata, miejsce na które trzeba zasłużyć całym swoim życiem. Miejsce, którego nie nawiedzi ciało Humana, ale dostępne będzie dla jego ducha. Po dobrym życiu i naszym osądzie może zażywać rozkosz w ogrodach Asgardu – Ellissyum .
- Niech tak będzie. Ty dałaś, nadzieję – zaczął Kronos – ja chcę pokazać twoim Humanom miejsce stracenia na wieki. Po osądzie duch, który nie znajdzie uznania strącony zostanie w czeluść bez końca, odejdzie w Niflheim , stamtąd nie będzie odwrotu.
- Niech tak, będzie. Reszta stworzenia, które nie posiadło pierwiastka boskiego, lub ducha niech nosi miano zwierząt, niech służy za strawę, albo ku przestrodze,
Nowi bogowie trwali w pozie oczekiwania na swój los, nie bez obawy, gdyż nie opuściło ich przerażenie po spotkaniu z Draconem. Rozumieli wszystko co ustalono, lecz nie wiedzieli w jakim stopniu to ich dotyczy. Po raz pierwszy od stworzenia obawiali się chwili, która zaraz nastanie. Słusznie, gdyż zgromadziło się ich tutaj setki. Każdy z nich był inny, do niczego nie podobny. Były tu maszkary i prawdziwe piękno. Lecz żaden z nich nikomu nie był potrzebny, byli wypadkiem przy pracy. Ich los leżał w rękach Najwyższych. Oto moment, który określił boski panteon.
Dracon na rozkaz Gaii, która szczerze wątpiła w pełną boskość zgromadzonych tu dziwadeł, nie tylko przeraził i nauczył sztuki mowy i rozumienia powołanych na zgromadzenie, ale w swym płomieniu zawarł jad smoczy, któremu oprzeć się może tylko czysta boska moc. Pod jego wpływem istoty żywe, które nie posiadają takiej odporności przebarwiają się na całym ciele i zyskują kolor purpury, a następnie ich ciało podlega gwałtownemu rozpadowi. Stworzenia, które mają boski pierwiastek, ale mają go zbyt mało stają się ospałe, nieruchomieją i potrafią pozostać w takiej pozie długi czas.
Powstało spore zamieszanie kiedy spośród tak wielkiej liczby zgromadzonych zaczęły gwałtownie rozpadać się dziesiątkami kolejne postaci, a kolejna część ze zgromadzonych nagle znieruchomiała. Z całego tłumu tylko cztery stworzenia nie doznały żadnego uszczerbku. Gaja widząc całą sytuację i konsternację z niej wynikającą zaczęła się głośno śmiać.
- Oto masz, mój drogi Kronosie, swoich bogów, jakże szybko rozwiązał się nam problem boskiego rodu, jakie to szczęście, że tylko tyle z siebie przekazałeś. Oto stoją przed nami czterej, którym należy się chwała Asgardu.
Kronos nie rozumiał, co się stało, jednak szczery śmiech Gaii wyjaśnił mu wszystko. Spojrzał z wielkim lękiem na Dracona i zapragnął jego śmierci.
- Nic z tego mój Kronosie, Dracon w prawdzie, nie jest bogiem, ale nie masz takiej mocy by go zniszczyć, twój gniew na nic się nie zda. Mój sługa zrobił tylko to co należało zrobić i co mu nakazałam.
- Jak śmiałaś podjąć taką decyzję beze mnie, to uwłacza…
- Takie decyzje podejmujesz często sam względem moich dzieci, i to właśnie jest powód naszej obecnej sytuacji, a uwłaczasz sobie sam, kiedy nie potrafisz rozpoznać prawdziwej boskości w tym co tworzysz i ściągasz tu tłum kundli. Powiedz co chcesz zrobić z tymi bublami, które oparły się oddechowi Dracona. Może oddaj je na żer Baala. Ha ha ha…
- Z mojej woli byt będą pędzili wśród twoich Humanów, niech będą ich utrapieniem.
- Nie możesz mi tego zrobić, odeślij ich do Niflheim niech tam władają…
- Niflheim już obrałem pana, to moje ostatnie słowo. Baal !
W tej chwili jednym zagarnięciem potężnego ramienia Baal porwał około dwustu bożków, takie nadano im miano, gdyż posiadali pierwiastek boski pochodzący od samego Kronosa w przeciwieństwie do ich mieszańców spłodzonych z Humanami i innymi stworzeniami i rozproszył ich wśród Humanów.
- Odchodzą stąd bez imienia, te nadadzą im twoi Humanowie, He, ehe, He… Teraz wy moje dzieci – Kronos z przekąsem użył tego zwrotu w odniesieniu do pozostałej czwórki, by dokuczyć Gaii, a jednocześnie, by podkreślić, że jego dzieci będą miały władzę nad dziećmi Gaii, Humanami.
– Wy otrzymacie imiona, które ja wam nadam. Razem z nimi otrzymacie władzę i niepodzielną nad waszymi światami. Nadam wam też wasze dziedzictwa i wskażę drogę do nich, którą znał będę tylko ja i ten, któremu ją ukażę.
W tej chwili za sprawą jednego gestu Kronosa zapadła ciemność i wszyscy poza nim przestali widzieć i słyszeć, dotyczyło to również Gaii.
Kronos podchodził kolejno do pozostałej czwórki bogów i dotykając ich przywracał im zmysły, by przyjęli imię, dziedzictwo i władzę.
Pierwszy z nich otrzymał władzę nad wiatrem morskim i siłą oceanów, a także tonią rzek, jezior i wszelkiej wody. Władza jego roztacza się nad wszystkim, co żyje w wodzie, przebywa w niej lub na niej – imię jego to Posejdon.
Kolejny dotknięty obdarowany został mocą świata podziemnego, gdzie skrywał się jeden z największych żywiołów, ogień. Jego moc ogarnie ten żywioł, będzie też panem wszelkiego pomoru do czasu osądu, kiedy to duch rozdzieli się z ciałem. Do tego czasu i duch i ciało podlegać będzie Hadesowi.
Następnym był bóg, który otrzymał władzę nad umysłami najsilniejszych i największych Humanów. Jego mocą będzie powoływać i kreować wszelkie konflikty i powstania, będzie miał moc tworzenia i unicestwiania nowych kultur i krain, oto Ares, bóg wojny i zniszczenia.
I ostatni z bogów, który był niemal zwierciadlaną kopią samego Kronosa, otrzymał władzę nad wszelkim życiem, które toczy się wszędzie tam, gdzie pojawią się Humanowie. Bóg losu, życia i śmierci, on określał będzie ich przeznaczenie i dbał o pobożność i uległość wśród dzieci Gaii. Jego imię brzmi Zeus. Zeus otrzymał też tron, który będzie górował nad tronem Posejdona, Hadesa i Aresa. Na jego wezwanie ci trzej muszą stawić się bez ociągania. Oto tron zwany Olimpem .
Kronos po nadaniu zaszczytów odprawił nowych bogów do ich królestw, dumny z tego, że tylko on i jego synowie znają stan rzeczy, jaki zapanował nad wszechświatem. Był tak pyszny z tego, co uczynił, że nie widział nawet przez chwilę, co tak przekazana władza i moc, nieokrzesanym bogom, przyniesie już za chwilę. Niestety to nie koniec tworzenia istot boskich. Na miarę Asgardu nie zrodzono jednak nikogo. Bogowie Olimpu zaś plenili się nieustannie, lecz boskość tej miary nie będzie wnosiła nic do Asgardu.
- Tyle miałem ci do przekazania Przyjacielu, tak powstali bogowie.
- Nie potrafię się do tego odnieść, muszę to przeanalizować. Wszystko jest inne, dziwne i mityczne, to zderzenie wielu światów. Burzy to moją wiarę i religię, w której wzrastałem.
- Przyjacielu, światy zderzają się z rzeczywistą historią i starają się ją dostosować do swoich wymagań. Pamiętaj, nic nie jest takie, na jakie wygląda i takie jak ci przekazano. Są dzieje i zdarzenie, których ludzie nigdy nie poznali lub nie przyjęli. Ale to jeszcze przed nami. Teraz czas na odpoczynek.
- Zapomniałeś o jeszcze jednym miejscu, jakie wskazał Kronos. Nie wspomniałeś nic na temat władcy Niflheim, kogo wskazał Najwyższy…
- Przyjacielu, Niflheim ma swego dziedzica, a Kronos powołał go jeszcze przed zgromadzeniem. To z czeluści tego miejsca stworzył Baala i jemu przeznaczył tę otchłań jako dziedzictwo. To bardzo osobliwy związek, bo Kronos nie nadał Baalowi cech boskich, nie udzielił mu nic ze swego jestestwa, a mimo to stworzył to monstrum tak potężne i tak mu uległe, że jako jedyne mogło podejmować próby walki z Draconem. Jednocześnie bez ociągania spełnia każdą wolę swego pana. Baal jest też stworzeniem, które może przebywać we wszystkich, poza Nadrowią i Galeną , od czasów wygnania, istniejących światach i przestrzeniach i nie podlega nikomu, nawet Gaii, chroni go przed nią wola Kronosa. Jedynym zagrożeniem i największym wrogiem dla niego jest Dracon. Baal jako jedyne stworzenie ma prawo pożywiać się wszystkim na co ma wolę i co zdoła pochwycić. Jest prawdziwym przekleństwem wszelkiego stworzenia.
Miał, w prawdzie, w czasach odległych gromadę czcicieli i wyznawców, którzy uznawali w nim boga. Oddawali mu cześć i składali ofiary, najczęściej z członków własnej rasy. Kult ofiar utrzymał się w wielu kulturach jeszcze bardzo długo po tym jak Baal po raz ostatni cieleśnie przebywał wśród ludzi. Kult jego bóstwa nie przetrwał do czasów tobie obecnych w tej formie, mimo akceptacji jego poczynań w oczach Kronosa, jednak i obecnie spotkać można jego wyznawców skupionych w niewielkich społecznościach i sektach, którzy kontynuują jego kult w prastarej formie. Zwykle to czciciele wszelkich form zła. Jest jednak silny i obecny ciągle w kulcie bardziej subtelnie wyrażanym i pod innym imieniem oraz postacią. Wszystkie formy bóstwa obecnie utraciły swoje pierwotne znaczenia i nazwy.
- To brzmi jak odpowiednik diabła i piekła i rzeczywiście można spotkać jego wyznawców w moich czasach, ale czy to możliwe.
- Nie wyprzedzajmy chronologii zdarzeń, wszystko ma swoje miejsce i swój moment. Wiedzę jaką mam ci do przekazania należy przekazać systematycznie. Już ci mówiłem, że jeśli będziesz chciał wyprzedzić bieg zdarzeń i otworzysz Księgę Czasu w innym miejscu, niż ją zamknąłeś i tak będziesz dokładnie tu, gdzie być powinieneś. Jeszcze jedna ważna informacja, nim udamy się na spoczynek. Twój czas, jak to określaliśmy dotychczas, nie jest czasem, jaki pamiętasz, jesteśmy tu po to byś zrozumiał kim jesteś i posiadł zdolność ogarnięcia przestrzeni twego jestestwa. To mam nadzieję otworzy ci umysł na poznanie dziejów i zniszczy skorupę w jakiej się zamykasz.
Przewodnik zamilkł, popatrzył w niebo i wskazał przed siebie.
- Tam, tam musimy zmierzać.
Czas był rzeczywiście właściwy by zdecydować co dalej. Światło słoneczne gasło z minuty na minutę. Zdałem się na Przewodnika, tutaj i teraz byłem skazany na jego wolę.
- Nie możemy tu zostać, to miejsce oczyszczenia, odrodzenia i nauki. Musimy ruszać do Nadrowii, do wiecznego Kriwe – stanowczo powiedział Przewodnik ujmując w dłoń tykę zdobioną inskrypcjami podobnymi do tych zdobiących moją szatę.
- To daleko stąd? – chciałem zapytać kim jest Kriwe, jednak uznałem, że to nie ma sensu, bo niedługo i tak go poznam, a poza tym i tak pewnie nie dostałbym jasnej odpowiedzi. - Powiem szczerze, że nadmiar wrażeń obudził mój apetyt, jestem głodny i zmęczony. Nie czuję się też pewnie w tym miejscu, nie przywykłem do takich okolic po zmierzchu.
- Nie obawiaj się, nic tu nam nie grozi. Nadrowia leży niedaleko od Galeny, będziemy tam zanim słońce zgaśnie. Obie te krainy stanowią Święty Gai. Widzę, że się szybko uczysz, słusznie nie zadawaj zbędnych pytań, na które i tak uzyskasz odpowiedź.
- Skąd wiesz, że miałem taki zamiar, czytasz w moich myślach, czy co?
- Ha, ha, ha, przecież powinieneś to wiedzieć. Znam twoje myśli, wiem co czujesz. Też posiądziesz tę umiejętności, a raczej ją sobie przywrócisz. Ważniejsze jednak byś nauczył się blokować dostęp do swojej świadomości. Kriwe jest wiecznym strażnikiem, kapłanem w Świętym Gaju, a jednocześnie jednym z największych nauczycieli. On przekaże ci podstawową formułę zanim wyruszysz w dalszą drogę.
- Myślałem, że to ty jesteś moim przewodnikiem.
- I tak jest, ale Kriwe przygotuje cię na mnie. To trochę skomplikowane, ale odkryjesz wkrótce dlaczego tak musi być. Kriwe jest nie tylko kapłanem i nauczycielem. Doskonale przyrządza posiłki. Czaka na nasze przybycie, więc nie marudź i pospiesz się, bo ja też zaczynam czuć, że mam pusto w kiszkach.
*******************************

III

Blask otwartego ognia odbijał się o sklepienie jaskini wydrążonej w świętej górze Ararat , która jak podaje legenda jest kolebką mądrości i wiedzy. Jednak czy to tylko legenda? W Księdze Czasu miejsce to znajduje wielokrotnie swe opisy, gdyż wszystko co dobre wywodzi się właśnie z tej jaskini. Można powiedzieć, że jest ona pełna boskiej mocy, niebezpieczna i pociągająca. W historii wszechświata byłaby miejscem pielgrzymek, gdyby droga do niej była odkryta, jednak jej położenie jest jedną z największych tajemnic, którą zna tylko nieliczne grono bytów wszelkich.
Jest jednym z pierwszych miejsc jakie zostało stworzone przez Pramatkę Gaję dla ukrycia tajemnic, które mogą zmienić losy samego Asgardu. Tutaj, na polecenie Gaii Dracon ukrył wiecznego strażnika wiedzy Kriwe, to miejsce przechowywania Księgi Czasu. Ale jest to też miejsce zwyczajne, ta pustelnia to dom Kriwe, który nigdy nie opuścił Świętego Gaju. Kriwe z Nadrowii – strażnik i kapłan Świętego Ognia, który dopóki płonie dopóty umiłowany rodzaj Gaii nie odejdzie w zapomnienie.
Dotarcie do Nadrowii, jeśli odnajdzie się sam Święty Gaj i przebrnie przez pełną tajemniczości i niebezpieczeństw Galenę, nie jest rzeczą możliwą, gdyż należy sforsować jeszcze czeluść do Niflheim, zwaną tutaj Rowem. To zaś jest nierealne, bowiem sama czeluść nie posiada końca ani dna, jej szerokość przewrotnie nie przeraża, bowiem odległość między jej oboma brzegami to zaledwie długość dwóch rosłych mężczyzn. Jest jednak w tym poważne zagrożenie, nie da się jej przeskoczyć, ani nad nią przelecieć. Rów posiada zgubną moc wchłaniania z olbrzymią siłą wszystkiego co znajdzie się w jego przestrzeni.
W miejscu tym mieszka jeszcze jedna, niezwykle tajemnicza postać, która otrzymała swój początek wespół z Kriwe, To Puszait, strażnik i władca drzew oraz natury, w wielu kulturach zwany Drzewcem. Jego obecność tutaj nie jest zgoła przypadkowa, bowiem to on odpowiada za bezpieczeństwo szlaków w całym Świętym Gaju, na jego rozkaz każda najdrobniejsza witka czy korzeń zatrzyma wszelkie próby wtargnięcia intruzów w te święte ostępy.
Oto dwa przedwieczne byty oczekują gości. Mimo swego doświadczenia i mądrości Kriwe nie potrafi ukryć podekscytowania przed swym przyjacielem. Dawno już nie miał możliwości nauczania, dawno też nie widział ukochanego Pana i przyjaciela, który przywiedzie mu nowego ucznia.
- Drogi mój Puszait , uważasz, że Pan zostanie z nami. Sugerował, że ten Musak jest wyjątkowy i muszę poświęcić mu szczególnie dużo uwagi.
- Kim on właściwie jest, nie powiedział ci nasz Pan, do czego masz go przygotować. A może to kolejny z bożków , bo półbogów nie było u nas dawno, chyba od Czasów Przejścia .
- Nie, miewaliśmy jeszcze tych mieszańców z okresu Olimpijskiego. Ale nigdy Pan nie powtarzał mi jakie to ważne i nie udzielał mi instrukcji. Tym razem zachowywał się jakby mi nie ufał, lub obawiał się, że coś zaniedbam. To musi być ktoś bardzo ważny.
- Obawiam się, że będziemy mieli trudną przeprawę z tym Musakiem. Przecież nigdy jeszcze nie musieliśmy nikogo uzbrajać i przygotowywać do walki. Tym razem Pan rozkazał wydobyć z Tartaru Dragonslayer , to bardzo dziwne. Rozkazał mi też bym przygotował ścieżki, którymi będzie się poruszał twój uczeń, nigdy wcześniej żaden Musak nie miał prawa poruszać się po Nadrowii, brakuje tylko żeby pozwolić mu przekraczać Rów .
- Ja też nie mogę pojąć takiego stanu rzeczy i tak wielkich praw przyznanych Musakowi i to już od chwili przybycia, wyobraź sobie, że Pan nakazał mu kąpiel w naszym Świętym Źródle.
- Kriwe, przecież to dozwolone jest tylko…
- No właśnie, i dlatego spodziewamy się gościa z samego Asgardu! Rozumiesz teraz moje podekscytowanie.
- Oby nie było z tego kłopotów. Pod jaką postacią przybędzie. Mam nadzieję, że nie będzie przerośniętym maszkaronem , nie lubię tej formy.
- Nie wiem, nie miałem odwagi zapytać, nie wiem też z jakiej jest linii.
- Oby to była linia Gaii.
- Mam nadzieję, że tak jest, bowiem Pan zbyt go adoruje, sam rozumiesz.
-Taak… - westchnął Puszait i rozejrzał się dookoła – jesteśmy chyba gotowi na ich przyjęcie, wszystko już mamy, łącznie ze strawą. Moi strażnicy raportują, że goście są przy krawędzi po drugiej stronie.
- Tak, wyczuwam ich. Właśnie przekroczyli Rów.
Ruszyliśmy w kierunku gęstwiny leśnej. U progu, jak strażnicy, stały szpalery pogiętych czasem i trudami wegetacji potężne, można rzec majestatyczne drzewa, których konary zdawały się kłaniać przechodzącym. Tuż za nimi krył się tajemniczy mrok, który z pewnością nie zachęcał do wniknięcia w jego gardziel. Przeszył mnie dreszcz, mimo zapewnień o bezpieczeństwie ze strony Przewodnika. Mój towarzysz jednak nie zatrzymując się wszedł zdecydowanie w ten magiczny świat.
- Rozumiem, że się wzdrygasz, ale niczego nie musisz się w tym miejscu obawiać. Tutaj nie może cię nic złego spotkać, to jedyne takie miejsce we wszechświecie, gdzie mogę gwarantować bezpieczeństwo swoim życiem. Przeraża cię ten świat, ale po to tu jesteśmy byś nauczył się go rozumieć i akceptować. To miejsce jest bardzo przyjazne, o ile jesteś w nim pożądany.
- Zdaję się na ciebie. Ale przyznaje, że nie jest to moje skryte marzenie, nie znoszę takich miejsc, nie jestem zwierzęciem by wdzierać się w środek lasu nocą. Nie ma innej drogi, musimy przez to się przedzierać?
- To najwłaściwsza droga. Nie bądź marudny, zobaczysz, że to nic strasznego. Patrz i ucz się tego lasu, będzie to twój dom przez najbliższy czas. Postaraj się z nim zaprzyjaźnić.
- Z lasem, nie przesadzasz…
- Wiem co mówię, to nie jest zwykły las. On żyje, ma swego ducha i serce, a co do serca, to zapomniałbym, spotkasz się dzisiaj nie tylko z Kriwe, ale spotkasz też Puszait. Specyficzna persona, ale bardzo oddana i szczera. Jest równie stary jak i Kriwe. Wspólnie opiekują się tą świętą krainą, Kriwe jest kapłanem i strażnikiem, Puszait zaś włada wszelką roślinnością, jest królem drzew zwanym też Drzewcem.
- Ciągle mnie zaskakujesz, Przewodniku, co jeszcze mnie tu spotka. Jak bardzo burzysz mój świat i moją wiarę. Wprowadzasz mnie w świat magii i mitów, w krainę, która istniała tylko w opowieściach i legendach. Jedyny znany mi mistycyzm i tajemnica to religia, którą też wywracasz, w co mam wierzyć. Otaczasz mnie magią.
- Przyjacielu, źle mnie rozumiesz. Nic ci nie wywracam, staram się raczej poukładać i ukazać ci realne i prawdziwe dzieje, oczyszczone z mętów i spekulacji dokonywanych przez tysiące lat przez despotów religijnych i politycznych. Pamiętaj, że większość mitów znalazła swoje potwierdzenie w nauce. Magia, czymże ona jest. Otóż jest to próba ukrycia tego co nie uległo manipulacji. Sami magowie, odtrąceni, wyklęci, okrzyknięci sługami złych mocy. Oto bezsilność tych którzy nie potrafią ukorzyć się przed prawdziwym bogiem, a moc jego sług okrzyknęli magią i podszyli złym. Tutaj nauczysz się patrzeć i zobaczysz. Nauczysz się słuchać i usłyszysz. Twój świat przestanie mieć wartość i sam go odrzucisz. Wówczas posmakujesz prawdy, w której ufam pozostaniesz, bo dla niej się narodziłeś.
Rozmowa znacznie skróciła nam podróż. Kiedy las zaczął się przerzedzać zdałem sobie sprawę, że coś jest nie tak z tym lasem, Zdawał się nieprzenikniony, gęsty, bardzo zarośnięty, a podróż przez niego nie nastręczała mam żadnych problemów. Poruszaliśmy się swobodnie jak miejskim deptakiem, nic nam nie utrudniało kolejnych kroków.
- Czy o tym mówiłeś, Przewodniku, to dlatego, że las żyje możemy swobodnie przezeń podróżować?
- Myślałem, że w ogóle tego nie zauważysz, a Puszait tak się postarał. To właśnie jego poddani, którzy uczcili na jego rozkaz nasze przybycie. Jak widzisz las żyje i potrafi być przyjazny.
- Ten las ustępował nam z drogi i wygładzał ścieżkę, to fascynujące.
- O tak, ale najtrudniejsze i najbardziej fascynujące jeszcze przed nami. Popatrz przed siebie. Oto miejsce, które stanowi realne zagrożenie dla każdego, nawet tutaj. Przed nami ostatni bastion przed przekroczeniem granicy między Galeną a Nadrowią. Ta czeluść, która ciągnie się w nieskończoność wciągnie wszystko co znajdzie się w jej zasięgu. Możesz stać nad jej krawędzią, lecz nie wolno ci się nad nią pochylać, nie wolno też wyciągać rąk poza jej krawędź, gdyż nie będzie wówczas ratunku. Pochłonie cię Rów.
- Ale my musimy ten Rów przekroczyć, prawda? Jest jakaś magiczna kładka, która nam to umożliwi?
- Niestety, nie jest to takie proste, ale rzeczywiście istnieje pewne przewężenie, które pozwoli swobodnie przejść nad Rowem. Musimy jednak czekać na Furry , która pozwoli nam bezpiecznie przejść na drugą stronę.
- Czyli?
- Już, skacz!!
Skoczyłem, dziwne doznanie. Miałem wrażenie, że coś mnie wypchnęło energicznie w górę i przód. Udało się, byliśmy po drugiej stronie, byliśmy w Nadrowii. Gdzieś przed nami widać było przebijające się przez gęstwiny lasu światło ogniska. Więc to tutaj, pomyślałem. Dokąd mnie to doprowadzi?
Na widok zbliżającej się dwójki przybyszów Kriwe, ubrany w brązowoszary strój, przypominający długą suknię z przepaską na biodrach i rozwichrzonym włosem koloru mleka, który splątany z jego nieco tylko ciemniejszą brodą wybiegł z jaskini rześko jak młodzieniec, nic nie wskazywało na jego długowieczność. Wyprostował się na powitanie, po czym skłonił się głęboko, patrząc przenikliwie na mnie.
- Witaj Panie, oczekiwaliśmy waszego przybycia razem z Puszait – tu spojrzał w kierunku jaskini, lecz nie napotkał tam nikogo – wejdźcie proszę do środka, posilcie się i wypocznijcie.
- Witaj stary przyjacielu, a gdzież to twój kompan, piastuje swoich poddanych przed nocą – zażartował Przewodnik.
- Nie mój Panie, jest wewnątrz, znasz przecież jego nieufność do obcych.
- To za dużo powiedziane – usłyszałem szeleszczący głos, niemal obok mnie, i w tym momencie ujrzałem starca, który raczej do starego pnia był podobny niż do człowieka. Członki mocne pokryte guzami, jak pień sękami. Odziany w szatę mocno workowatą koloru głębokiej zgniłej zieleni. Pojawił się znikąd, po prostu wyrósł obok mnie. Domyśliłem się, że to właśnie o nim wspominał Przewodnik w drodze do Nadrowii.
- Ja jestem zwykle mało dostrzegalny, Panie – tu skłonił głowę w kierunku Przewodnika – cieszy nas twoje przybycie, dawno nie mieliśmy radości z oglądania ciebie.
- Witajcie przyjaciele, oto wasz nowy Musak. Wywodzi się z rodzaju ludzkiego. Będzie dla was wielkim wyzwaniem, bo jeszcze nigdy nie gościliście w Nadrowii człowieka.
- Ależ Panie, człowiek tutaj to przecież – Kriwe nie dokończył zdania, gdyż spojrzenie Przewodnika skuliło go i głos uwiązł mu w gardle. Przewodnik w dziwnym i nieznanym dla mnie języku powiedział coś do gospodarzy, oni mu tylko skinęli głową i wskazali mi ramieniem drogę do groty. Wszedłem do miejsca uświęconego, jak mnie przekonywał Przewodnik i tak musiało być. Jaskinia była bardzo obszerna, i jeśli można tak powiedzieć, uporządkowana. W centralnym jej miejscu na wzniesionej kamiennej platformie, zdobionej inskrypcjami podobnymi do tych z mojej szaty, płonęło jasnym światłem ognisko, z którego wyrastały trzy splecione słupy ognia, tworzące podporę dla kolejnej platformy. Raczej formy czaszy. Dziwne zjawisko, bowiem i słupy i czasza na nich, stworzone były z żywego ognia.
- Co tam może się kryć, - mimowolnie przeleciało mi przez myśl, - mam nadzieję, że nie będę musiał nic stamtąd wydobywać.
W głębi płonęło kolejne ognisko, palenisko raczej użytkowe, od którego czuć było przyjemny zapach strawy, co uświadomiło mi jak jestem głodny. Tuż obok ogniska stał okrągły, solidny kamienny stół okolony takimiż ławami. Cała jaskinia, mimo wszystko, bardziej wydawała się komnatą starannie wykończoną niż grotą w skale. W głębi jaskini widziałem półki zapełnione zwojami i dziwnymi przedmiotami, zapewne naukowymi. Najbardziej jednak dziwił mnie widok sporej ilości proporców, które zdawały się nie kończyć. Wszystkie one ozdobione były wizerunkami dziwnych stworzeń, zapewne demonów, bo co może być aż tak dziwaczne. Jednak gdy przyjrzałem się im lepiej rozpoznałem tam wizerunki smoków, oraz proporce różnych rodów i wodzów z czasów historycznych, które są mi znane jeszcze z czasów mej nauki. Jednak najbardziej zaskoczył mnie proporzec przedstawiający insygnia władzy papieskiej. Co on robi w takim miejscu?
Kiedy przyglądałem się proporcom cała trójka szeptała coś między sobą w tym nieznanym mi języku, bacznie mnie obserwując, czułem się bardzo dziwnie.
- Sugerowałbym – odezwał się do mnie Przewodnik – byś poznawanie domu Kriwe pozostawił na inny czas, a będziesz miał go dosyć, i zasiadł z nami do stołu, byłeś przecież głodny.
- A tak, przepraszam za moje zachowanie.
- Hi, hi, hi – usłyszałem stłumiony śmiech tego dziwaka Puszait – ciekawy, to dobrze. To bardzo dobrze, bo tu dużo ciekawych i strasznych.
- Nie strasz naszego młodego przyjaciela – skarcił dziwaka, Kriwe – nie obawiaj się, nic ci tu nie grozi, wszystko czego wymaga twoja nauka zostanie ci ofiarowane, a teraz już jedz. Jest późno i musisz być zdrożony. Zjedz i wypocznij, jutro wcześnie zaczynamy.
Posiłek był magiczny, jak całe to miejsce, nigdy w życiu nie jadłem nic podobnego i tylko wstyd przed posądzeniem o obżarstwo hamował mój niegasnący apetyt. Po kolacji ułożyłem się do snu w miejscu, które wskazał mi Puszait. Ułożyłem się w łożu utkanym z witek i pnączy roślin, które splotły się na wskazanie sękatą dłonią mego gospodarza. Zamknąłem oczy, lecz jeszcze nie usnąłem głęboko, kiedy doleciały mnie słowa trójki rozprawiających między sobą mężczyzn, bowiem Puszait, w moim odbiorze jest mężczyzną.
- …Panie, kim jest ten Musak, przecież to miejsce zastrzeżone dla ludzi przez samą Gaję. Nie możemy go tu uczyć, on przecież jest z rasy śmiertelnych – niepokoił się ciągle Kriwe.
- A ja tam jestem zadowolony, jest słaby to nie będzie z nim kłopotu. I podoba mi się. Wolałbyś kogoś z linii Kronosa? Pan, zna prawo i wie co robi.
- Nie obawiajcie się, to wyjątkowa sytuacja i wyjątkowy Musak. Musicie przygotować go wszechstronnie, nie może nic umknąć naszej uwadze. Drogi Kriwe, użyjesz całej swojej wiedzy i mocy, przekażesz mu wszystko co zgromadziłeś w swej pamięci, nie zapomnij też o technikach walki z ziemskim i pozaziemskim przeciwnikiem. Ten Musak musi być gotowy na starcie z bogami.
Słowa te były dla mnie szokujące i nie bardzo potrafiłem ocenić ich sens. Zaskoczyły też Kriwe i Puszait, ten ostatni jęknął tylko i powiedział coś swoim szeleszczącym głosem.
- Jaj, jaj, jaj! No będzie, no będzie…, się zawali, albo…, kto ocali….
Więcej nie zrozumiałem, gdyż sen zaskoczył mnie nagle i nie wiem jak długo i o czym jeszcze rozmawiano przy ognisku.
Wczesnym świtem obudził mnie znany mi już cudowny dźwięk, który kilkakrotnie słyszałem. Starałem się zlokalizować skąd dochodzi, bowiem jeszcze nigdy nie był tak wyrazisty, jednak nie było to łatwe zadanie, gdyż był wszechobecny. Trwałem w nim w skupieniu. Z tego stanu wyrwał mnie szelest.
- Musak, wstaje, czas na poznanie. Czas na pokłon Najwyższemu, tu przy Świętym Ogniu – wskazał na podwyższenie z płonącym jaskrawo ogniem, który swoim blaskiem przebijał światło dnia.
Szybko doprowadziłem się do porządku i dołączyłem do dwójki gospodarzy, którzy tkwili już w pokłonie przed Świętym Ogniem. Gdy pokłoniłem się również płomień z wielkim sykiem wzniósł się w górę, a na platformie górnej pojawiła się otwarta Księga Czasu. Zaparło mi dech w piersiach, gdyż z jej kart wyłonił się obraz ogromnego, złotego smoka, który patrzył na nas z góry przez chwilę, po czym rozpostarł skrzydła i zaryczał, a raczej zaśpiewał. Wydał z siebie ten cudowny, nieopisany i pożądany przeze mnie dźwięk. Więc to jest jego źródło, przebiegło mi przez myśl.
Po chwili wszystko wróciło do normy. Jedynie Kriwe i Puszait stali nieruchomo wpatrzeni we mnie. W ich oczach widziałem wyraźny lęk, który ogarnął za nimi mnie samego. Co się stało, albo co się stanie? Dlaczego oni są tacy przerażeni, przecież to ich świat, ich wierzenia. Nie powinno to na nich tak działać. Nie wiedziałem jednak jak ich zapytać co się dzieje. Musiałem przerwać to milczenie, które zaczęło mnie niepokoić.
- Gdzie jest Przewodnik, on nie uczestniczy w tym rytuale?
- On jest…- wydukał Kriwe - On wczoraj, jak spałeś musiał nas opuścić, wróci tu jak będziesz gotowy.
- Jak to, przecież miał mnie prowadzić, obiecał, że mnie nie opuści.
- Nigdy cię nie opuści, on zawsze dotrzymuje słowa. – Kriwe odpowiedział w tonie, który wyraźnie wskazywał na zakończenie rozmowy, po czym odwrócił się i wyszedł z jaskini. Puszait trwał nadal w bezruchu, jakby zastygł, nic nie powiedział nawet, gdy Kriwe mówił doń z zewnątrz.
Zostałem sam przez jakiś czas, nikt na mnie nie reagował, nikt do mnie się nie odzywał. Nie wiedziałem co mam robić. Bałem się wyjść z jaskini po tym co ujrzałem w czasie rytuału, nie wiedziałem, czy na zewnątrz nie czai się inny smok.
Coraz mniej zaczyna mnie dziwić i jestem w stanie uwierzyć w każde ich słowo, nawet najbardziej absurdalną historię. Oglądałem jaskinię w świetle dnia, gdyż jej konstrukcja pozwalała na swobodną penetrację jej wnętrza przez promienie słoneczne.
Około południa do jaskini wszedł Kriwe z pogodną już twarzą, spokojny i przyjazny.
- Musaku, zaczynamy twoje szkolenie. Nim to nastąpi muszę prosić ciebie o cierpliwość i skupienie. W trakcie nauki nie zadawaj pytań, przyjmuj wszystko dokładnie takim jak ci to przekażę. Po każdym dniu będziemy mieli czas na swobodną rozmowę, wtedy odpowiem ci na każde pytanie. Teraz zostaniemy sami, Puszait może nam przeszkadzać, więc jego obecność nie jest pożądana. Wróci tutaj kiedy będzie nam potrzebny. Twoją naukę rozpoczniemy od wiedzy podstawowej. Jesteś gotowy?
- Mam, rzeczywiście mnóstwo pytań, lecz pragnę uszanować twoją wolę i powstrzymam moją ciekawość. Zaczynajmy.
- Proszę cię, byś zwracał się do mnie Nauczycielu, łatwiej nam będzie zachować formułę nauczania. Wypij z tego kielicha, to pomoże ci pojąć tajemnice, które przed tobą odkryję.
- Tak, Nauczycielu – wypiłem jednym haustem słodko migdałowy płyn - jestem gotowy.